środa, 20 maja 2015

Pustka

Tytuł: Pustka 
Zespół: BTS
Paring: VSuga, VMin
Ostrzeżenia: Język użyty w tekście może byc uznany za gorszący. 
Cześci 1/2? (jeśli się komuś spodoba będzie ciąg dalszy)

Pustka. Niebyt. Nicość. Stan w którym nie istnieje nikt ani nic. Nie ma życia, uczuć… I nie ma Ciebie.

Pamiętam te dni kiedy wszystko było między nami dobrze. Kiedy nikt, ani nic nie mogło stanąć między nami. Obiecywaliśmy sobie, że będzie tak już zawsze.

 Zawsze będziemy razem.
Ja i Ty. My.

Idealna całość. Dwie połówki jednej duszy. Jednego serca. Zamknięte w dwóch osobnych ciałach. Jednak odnalazły się i przyciągały siebie nawzajem.

I nagle coś się zmienia.
Pojawia się coś co zmienia wszystko.
*

Ten dzień był piękny. Choć mroźny. Poznałeś mnie ze swoim przyjacielem. Byłeś taki szczęśliwy. Ten Twój cudowny uśmiech i iskierki w oczach sprawiały, że serce mi rosło. W takich chwilach cieszyłem się jeszcze bardziej, że niebiosa zesłały mi takiego anioła. Dzięki temu mogłem oglądać odbicie gwiazd w jego oczach. Mogłem Cieszyc się tym ze co dzień przytulam go do siebie i jest mój. A ja jestem jego. Razem szliśmy do kawiarni. Mieliśmy posiedzieć i porozmawiać. Za każdym razem jednak kiedy twój przyjaciel cię przytulał coś kłuło mnie w środku. Tak zawsze byłem o Ciebie zazdrosny. Ale kto by nie był? Masz przecież w sobie to wszystko co lubię w ludziach.

Jimin… Od tego dnia zapamiętałem to imię.

Ścisnąłem Twoją ciepłą dłoń. Szliśmy alejkami parku do naszego małego domku na przedmieściach. W końcu o takim marzyliśmy. Nie trzeba było nam wiele, kiedy mieliśmy siebie. Zrobiłem nam kolację. Ciepła herbata i tosty. Jak zawsze skromnie. Siedzieliśmy w salonie, drwa strzelały wesoło w kominku kiedy płomienie ognia lizały je swoim żarem. Poczułem twoją dłoń na moim udzie. I daję słowo taki sam żar bił od Ciebie jak z tych płomieni. Byłeś słodki, a na twoje policzki wkradły się rumieńce. Zawsze wyglądasz wtedy tak niewinnie. Przygryzasz wargę, a mój mózg wariuje. Ułamek sekundy, a już jesteś na moich kolanach i całuję Twoje miękkie wargi, smakujesz zieloną herbatą. Niezmiennie odkąd pierwszy raz złączyłem nasze usta w gorącym pocałunku. Dziś całujesz zachłanniej, chcesz coraz więcej i więcej. Wiem to. Widziałem to w Twoim spojrzeniu. Czuję to na moich piersiach gdzie umiejscowiłeś swoje dłonie, nawet zdradzasz to przeciągając pomruki. Ta gra to dopiero początek. A swój koniec będzie miała dużo później. I zupełnie gdzie indziej.

*

Minął tydzień odkąd poznałem Twojego przyjaciela. Siedzę sam w domu i pracuję. Pochłonięty pracą nawet nie zauważam, że wróciłeś wcześniej. Podbiegasz do mnie i od razu całujesz. Jednak czuję coś dziwnego. Pocałunek jest inny niż zawsze przy powitaniu. Inny niż wieczorami. Sprawdzasz nim czy tu jestem, czy jestem prawdziwy i coś jeszcze. Pocałowałem Cię czule i wtedy do mnie dotarło. Zielona Herbata i mięta… Twoje usta nigdy tak nie smakowały. Coś jest nie tak. Nagle się wyjaśnia.
- Hyung… - słyszę cichy nieśmiały głos. – Hyung On mnie pocałował. – Nie patrzysz mi w oczy kiedy te słowa trafiają do moich uszu. Nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Wiem o kogo chodzi i mam ochotę się z nim rozmówić. Nie chcesz tego i tylko z tego powodu tego nie robię. Biorę się w garść chociaż mam ochotę wyć. Zamiast tego jestem przy Tobie i mówię, że to nic. Dziękuję za szczerość i tulę Cię tak długo aż całe emocje z nas nie uciekną. Siedzimy dziś długo pijemy herbatę i całujemy się. Co jakiś czas pytasz czy nie jestem zły. Byłem. Ale nie na Ciebie.

Dni miały nam spokojnie, zazwyczaj…

Jeszcze dwa razy dowiedziałem się od Ciebie, że Jimin Cię pocałował. Kłóciliśmy się przez to. Broniłeś go, a ja miałem ochotę go rozszarpać. W dodatku ten dupek mówił że Cię kocha. Nie jestem wcale zadowolony z tego, że musiałem jeszcze z nim rozmawiać. Było by mi wygodniej gdyby zostawił Cię w spokoju, ale nie mogłem znieść Twojego smutku kiedy mówiłeś, że on jest Twoim przyjacielem i nie możesz go stracić. Gdybym wtedy z nim nie gadał… Pewno nie doszło by do tego co teraz.

Nie ma Cię znów cały dzień. Siedzę nad tekstami i redaguję to co już napisałem. Łącząc to z kolejnymi bitami. Wszystko idealnie składa się w sensowną całość. Dzień pracy mogę uznać za owocny. Dopijam kawę, kiedy drzwi trzaskają, a TY wbiegasz do salonu. Przytulam Cię i zaczynasz płakać. Przepraszasz mnie, a ja nie wiem za co. Do czasu…
- Suga… - Bełkoczesz płacząc – Pocałowałem go… w usta i nie tylko… po szyji też… - Czuję się jakbym dostał serię z karabinu maszynowego prosto w serce.
- Jak to? Jak do tego doszło? – zachowuję się wyjątkowo chłodno w stosunku do Ciebie. Chociaż to do mnie nie podobne. Patrzysz mi w oczy i otwierasz usta po chwili je zamykając znowu. Robisz tak kilka razy zanim z nich wydobywa się coś oprócz szlochu.
- No bo… bo byliśmy u niego. – Słysząc to marszczę brwi. Naprawdę nienawidziłem kiedy do niego chodziłeś. A on przy każdej okazji Cię zaciągał do swojego mieszkania. – Yoongie… i leżeliśmy na łóżku… a dokładniej ja Jiminowi siedziałem na biodrach… - Reszta już nie dotarła do moich uszu. Że kurwa co? Ten pieprzony Sukinkot już nie żyje. Poderwałem się krzycząc i czując łzy w oczach. Wiedziałem, że albo coś rozwalę, albo uderzę Cię. Dlatego odsunąłem się jak najdalej. Myślałeś, iż chcę wybiec z domu i coś krzyknąłeś. Nie pamiętam dokładnie jak to leciało… ale coś o tym, że on Cię zauroczył. W tym momencie szlak mnie trafił. Upadłem na kolana czując jak moje serce rozpada się powoli na miliardy kawałeczków. Było już popękane. Ale to teraz czara goryczy się przelała. Jak mogłeś Tae… Mój słodki i dziwny Taeś… czemu byłeś zdolny do czegoś takiego. Posunęliście się za daleko. Obaj.

Pustka. Niebyt. Nicość. Stan w którym nie istnieje nikt ani nic. Nie ma życia, uczuć… I nie ma Ciebie.
Czyż nie mieliśmy być zawsze razem?
Ty i Ja. My.
Ty i On. Wy.
Idealna całość.   Całości nie było.
To co się stało… co zrobiłeś… to już zawsze będzie w mojej pamięci.