Zespół: U-Kiss
Paring: Kevin & Kiseop
Ostrzeżenia: brak
Od autora: Całość utrzymana w klimatach smutnych i to bardzo.
A śnieg padał coraz mocniej i mocniej. Ulice pustoszały z minuty na minutę. Każdy normalny człowiek nie miał zamiaru opuszczać ciepłych i bezpiecznych mieszkań, w których nie dało się za nic w świecie odczuć tego wszechobecnego mrozu.
A on szedł. Szedł nie zważając na zimno. A może raczej to co przeżywał wewnątrz siebie nie pozwalało mu na odbieranie zewnętrznych bodźców? Zmierzał w stronę rzeki. Po jego policzkach spływały gorzkie łzy. Nie liczyło się teraz nic. Nie potrafił odnaleźć w tym momencie sensu tego co się stało. Sensu swojego istnienia. Istnienia? Ha dobre sobie. On raczej prowadził marną egzystencję. Egzystencję polegającą na dwumiesięcznym oczekiwaniu tej chwili….
I ta chwila nadeszła.
Ale w zupełnie innych okolicznościach. W całkowicie inny sposób. W innym miejscu.
Był teraz całkowicie sam. Ból jaki jemu to sprawiało był nie do zniesienia. Psychicznie nastawiał się na to że tak to już będzie. Ale… Ale to nie zmniejszyło bólu jaki czuł odkąd dowiedział się że jego plany się nie powiodą.
Gdyby nie to że obiecał tamtej osobie… Swoim przyjaciołom… I przez wzgląd na swoich bliskich. To na pewno teraz stałby tu paląc papierosy jeden za drugim, dopóki ten za słodki zapach wanilii którym nasączony był tytoń nie przyprawiłby ją o mdłości. Albo siedział by w barze wgapiając się w kolejny kieliszek przezroczystego płynu, który właśnie został tam umieszczony przez barmana. Wypiłby to za jednym razem, a napój znów sprawiłby że jego przełyk płonąłby żywym ogniem. Jest jeszcze jedna opcja… Tej to chyba nikt by mu nie wybaczył. Usiadłby w mieszkaniu. Zapaliłby parę zapachowych świec. Zgasił wszystkie światła w pokoju i z przygotowanym do „zabiegu” małym „zestawem” spędził by noc. Mały cienki kawałeczek metalu który by przeszywał jego skórę stałby się jego zbawieniem. Trzymana w zębach chusteczka byłaby cała pogryziona. A bandaży i gaz ledwo by starczyło do zatamowania obfitych krwawień z niewielkich, ale licznych ran.
Cholera!
W końcu obiecał że nie zrobi nic głupiego. Fajki, wódka i żyletki odpadają.
Został tylko ten bezsensowny spacer. Spacer po nadzwyczaj spokojnym Seulu.
Właśnie wszedł na deptak. Przystanął wspominając, że przecież tu tyle miłego się stało. Te chwile z przyjaciółmi tak drogimi jego sercu. Te wygłupy gdy w maseczkach chirurgicznych dumnie kroczyli w śród tłumów mieszkańców i turystów. Śmiechy w kolejce po bubbletea. Albo błądzenie po galerii i jazda w kółko ruchomymi schodami, pomimo tego że galerię znali praktycznie ma pamięć… To wszystko pewnie dlatego że przed wejściem czekali tyle godzin na wszystkich. Uśmiechnął się na samo wspomnienie. A obrazy które przywołał w pamięci były aż nadto rzeczywiste.
Zimny dreszcz i kolejna fala szlochu. To było tak dawno…
Poprawił czapkę z kocimi uszkami którą dostał od tamtej osoby. Co z tego że wszyscy się z tego prezentu naśmiewali. Nie odda go za nic w świecie, bo dla niego jest najpiękniejszy. Gdy tylko jego dłoń na niej spoczęła wszystkie emocje uderzyły ze zdwojoną siłą.
Ten dzień był jednym z gorszych. Najgorszym nie. Najgorszy miał za sobą. Wtedy to naprawdę postąpił głupio. Ale kto by tak nie postąpił po zerwaniu? Potem długo tego żałował. Bo rana tylko przypominała o tym co wtedy czuł. Na szczęście dla wszystkich jeszcze tego samego dnia znów byli razem…
Dlatego ten dzień był tak długo oczekiwany. Mieli się spotkać pierwszy raz od 2 miesięcy. Pierwszy raz od chwili gdy każde z nich musiało wrócić do siebie.
Lecz Kevina tu nie ma.
Chłopak przeszedł przez deptak dalej zmierzając w stronę rzeki Han.
Mrok rozświetlały latarnie. Spokój i względna cisza sprawiały że myśli krążyły i nie mogły się uspokoić. Serce bolało. Czuł się tak samotny. Wiedział, że nie tylko on to teraz przeżywa. Chciałaby móc się teraz przytulic. Tuliłby się i nie puszczał. Był teraz bezsilny. Naprawdę wszystko zatraciło swój sens. Coś co wczoraj jeszcze sprawiło że się uśmiechał. Dziś było irytujące. Przez co kłótnie w domu trwały cały dzień.
Ten żal do świata przytłaczał go. Ale co teraz mógł zrobić? Zostało mu iść. Coraz dalej. W mrok. Tak jak w mrok skierowało się jego serce. Serce które traciło siły do walki. Choć wcale tego nie chciało.
Ciemnowłosy chłopak wkroczył na most. Przystanął i popatrzył w ciemną toń wody. Tyle razy przechodziło mu przez myśl by skoczyć z takiego jak ten mostu. Z byle powodu. Teraz też by skoczył z wielką chęcią. Ale nikt by go nie uratował gdyby zrobił to teraz. A on wcale nie chciał się żegnać z życiem. W końcu Ktoś tam na niego czekał i pragnął by z nim był.
Stukał palcami w barierkę. Most. Z mostem też związane były plany. Kłódeczka. Jedna mała kłódeczka z inicjałami i kluczyk który wpadłby w taką otchłań wody. Właśnie w tym monecie w słuchawkach popłynęła melodia, tak dobrze mu znana. Słowa „Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść, to przecież dobrze, dobrze o tym wiesz chciałbym umrzeć przy Tobie.” brzmiały teraz jak marne pocieszenie.
Zaczął biec na drugi brzeg. Dobiegł do najbliższego skrzyżowania. Zielone światło na przejściu. Wbiegł na nie zapłakany trzęsąc się nie z zimna, ale z rozpaczy.
I wtedy poczuł że leci… Leci coraz wyżej i dalej. By zaraz upaść. Zderzyć się z zimnym twardym asfaltem. Zamknął powieki, które stały się nagle bardzo ciężkie. Odgłosy ze świata zewnętrznego stały się przytłumione. Ciała nie czuł wcale. Było mu dobrze w tej nicości która go pochłaniała. Całe zło, wszystkie przykrości, stan depresyjny, smutek serca, zamęt w głowie – wszystko to znikło.
Lecz czy taki ma być koniec? Już nigdy nie ujrzy tych których kocha… Tych śmiejących twarzy, niezważających na jego maskę radości. Tych czułych objęć. Wesołych głosów. Ciepłych słów. Głosów mówiących „Kocham Cię”, a każdy z nich na inny sposób. Czy to wszystko ma teraz swój smutny finał?
Nie tak miało być! Nie tak miał wyglądać ten długo oczekiwany dzień.
Ostatnie słowa jakie wypowiedział brzmiały "Na zawsze będę Twój Kevinie. Żyj tak jakbym był tylko snem."
A ostatnia wiadomość jaką dostał Kevin z numeru chłopaka brzmiała "Kiseop nie żyje. Zapomnij o nim."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz