piątek, 14 lutego 2014

"Przepraszam"

Zespół: U-Kiss
Paring: Soohyun/Dongho [2Shin]
Ostrzeżenia: Krew. 
Od autora: Dużo cierpienia. 

Było tak idealnie. Poszliśmy do uroczej knajpki w której często przebywaliśmy. Tu nas nikt nie znał. Nikt nie oceniał. Mogliśmy być sobą.  Siedzieliśmy ukryci za filarem, przy stoliku na końcu sali. A raczej wnęki. Przygaszone światło sprawiało że miejsce miało specyficzny klimat. Światło odbijało się od biało czarnych ścian. Czerwone obicia foteli i sof były niezwykle wygodne. Czuło się tu jakoś bezpiecznie. Patrzyłem Ci prosto w oczy. Które były takie piękne. Patrzył na mnie zawsze tak czule. Przysunąłem się do Ciebie kawałeczek. Żeby być ciut bliżej i móc wdychać Twoją wodę kolońską. Dziś pachniałeś jeszcze cudowniej niż zazwyczaj. Zaciągnąłem się po raz kolejny, ach ten zapach mnie hipnotyzował. Zjedliśmy kolację i zamówiliśmy deser.  Deser był niesamowity. Kruche ciasto z przepysznym kremem i te owoce. Rozpływało się w ustach. Dopiłem moje latte. I przyglądałem Ci się uważnie. Dziś coś mało mówiłeś odkąd weszliśmy mu. Parę razy wypowiedziałeś moje imię, spytałeś o coś błahego i nic poza tym. Trochę mnie to martwiło.
- Dongho…
-Hymm?
- Zerwijmy.
W tym momencie mój cały świat runął. Ale zaraz obiecałeś… To jakiś żart. Zaśmiałem się.
- Nie mówisz naprawdę? Prawda? – Nic nie powiedziałeś. – Soohyun! Obiecałeś! Mieliśmy być zawsze razem. – Nadal nic. – Nie pozwolę Ci odejść. Jeszcze dziś mówiłeś że będziesz o mnie walczył!  Ja będę o Ciebie walczyć nie zmienię tak łatwo tego co czuję i nie zostawię Cię tak łatwo... obiecałem Ci to. Kocham Cię rozumiesz? Jak nikogo na tym cholernym świecie jesteś jedyną osobą na której mi naprawdę zależy. – Ciągle milczałeś. – Nie obchodzi mnie co się stało. Jaki jest tego powód. Czy Cię zanudziłem, czy się ze mną męczysz. Nie dam Ci tak łatwo odejść. Cholera Kocham Cię i nie opuszczę! Dla Ciebie zrobię wszystko.
- Przepraszam. – Wyszeptałeś i spuściłeś wzrok.
- Tylko tyle? Nie powiesz mi dlaczego? Jak w jednej chwili to wszystko co do mnie czułeś stało się nieistotne. A może niczego tak naprawdę nie było?
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć.
- No nie wiem? Może prawdę?
- Nie powinienem się angażować. Nie nadaję się do związków. Przepraszam. Żegnaj.
- Nie mów tak! To nie prawda!  Powiedz przynajmniej czy to wszystko było szczere. Czy mój smutek ma sens?
- Przepraszam.  – Powtarzałeś się jak zacięta płyta.
- Jeśli kiedyś będziesz w stanie mi powiedzieć… Wiedz że Cię Kocham. Najmocniej na świecie.  Pójdę już. – Położyłem na stoliku pieniądze za mój posiłek. I wyszedłem z knajpki. Gdy tylko znalazłem się na ulicy rzuciłem się pędem w stronę domu.  Pierwszy raz byłem tam tak szybko. Zamknąłem się w swoim mieszkaniu.
Dostałem wiadomość od AJ’a… Akurat teraz? Zacząłem z nim pisać. Nie wiem kiedy powiedziałem mu wszystko co się stało. Pisałem że nie dam sobie rady. Prosiłem go by mnie zabił bo ten ból zabija mnie zbyt wolno. Miałem drgawki. Trząsłem się jak w gorączce, lub gdybym miał atak padaczki. Moje serce pękło na tysiące kawałeczków.
-„Aj chyba sobie coś zrobię.”
- „Tylko jeśli musisz… jeśli nie ma innego wyjścia… ale proszę nie głęboko.” – Odpisałem mu że byłby to pierwszy raz gdybym się pokaleczył. Wolałem się upić, ale mi zabraniał. A Fajki się kończyły.  
Znów poprosiłem by mnie zabił.
- „Zostaniesz przy życiu.”
- „Co to za życie bez niego?”
- „Też tak kiedyś myślałem. Ale uwierz mi Dongho, że warto żyć.”
- „Nie widzę sensu.”- Jaeseop w odpowiedzi powiedział że sam ma od dłuższego czasu depresję. I mam mu zaufać.
Ale jesteś moją pierwszą miłością. To boli. Nawet nie wiesz jak bardzo. Kolejna fala drgawek. Zakrztusiłem się łzami i zacząłem się dusić. Odkaszlnąłem i napiłem się wody z butelki leżącej przy biurku.
Mam ochotę rozjebać  wszytko, wziąć żyletkę pociąć się, zabić kogokolwiek, strzelić sobie w łeb rozerwać serce na kawałeczki, nie chce tu być
Chce zniknąć. Zapaść się pod ziemie. Nie istnieć. Bo nie mam dla kogo.
Aj kazał mi zniszczyć maskotkę. Ale pierwsza która leżała była od Ciebie. Ta piękna panda. Którą mi wygrałeś na festynie. Miałem zabrać inną. Wyżyć się. Nie byłem w stanie. Jaesop był cały czas pisał. Oderwał mnie od myślenia o Tobie i o tym jak cierpię. Nawet powziąłem kroki do zmian. Chciałem się zafarbować aby rozpocząć nowy rozdział. Jego „obecność” pomagała, naprawdę. Ale do czasu. Potem zostałem sam. Chwila względnego spokoju minęła. Wszystko wróciło. Jest za 20 pierwsza.  Leżałem na łóżku wiercąc się. Pochlipując w poduszkę i wspominając nasze wspólne momenty. Dałeś mi tyle szczęścia. A teraz Tyle Cierpienia. Soo… dlaczego?
Nie wytrzymałem. Znalazłem paczkę żyletek. Jedna jedyna żyletka leżała na dnie szuflady z papierami i ołówkami.
Przygotowałem gazę i bandaż. O dziwo znalazły się w moim domu.  Byłem gotowy. W ustach trzymałem bandankę.  Zagryzłem ją i zrobiłem jeden ruch.  Spojrzałem na moje prawe udo. Nic… nic nie poczułem. Po chwili jednak ciurkiem zaczęła płynąc krew. Próbowałem tamować ranę lecz to nic nie dawało. Czerwonego płynu było coraz więcej. Sms’ od Eli… jeszcze jego brakowało. Wdałem się chwilowo w dyskusję z nim i spytałem jak zatamować krwawienie. Wpadł w panikę. Chciał do mnie przyjechać i mi pomóc. Ale go zbyłem. Nie chciałem żeby zobaczył mnie takiego. Zakrwawionego, popłakanego, z opuchniętą twarzą, zachrypniętego. Nie wciągnę go w to. Wystarczy  że Aj się zamartwia. Krwotok ustał. Zabandażowałem nogę ale gdy tylko spróbowałem wstać rana się odświeżała. Przy każdym ruchu tak było. Do rana cała pościel była w krwi. Ja wyglądałem jakbym kogoś zamordował.  Byłem słaby. Straciłem za dużo krwi. W kuchni zasłabłem robiąc śniadanie. Znalazł mnie tam Jaseop. Który sprawdzał co się ze mną dzieje i wszedł do mieszkania.

Leżę teraz pod kroplówką. Jestem utrzymywany w śpiączce. Mam wyzdrowieć. Ale na cholerę mi to. Bez Ciebie… nie chcę żyć. Dostałem znów drgawek. Sprzęt zaczął szaleć. Wydawało mi się przez chwilę że słyszę twój głos. Jak prosisz żebym żył. Po policzku słynęła mi pojedyncza łza. Tak bardzo Cię kocham SooHyunie… A Ty mnie zostawiłeś. 





"A co jeśli to nie był żart?"

Zespół: EXO
Paring: KaiHo
Ostrzeżenia: brak
Części: 1/2

Od autora: Kai jest uczniem liceum plastycznego. Jest na ostatnim roku. 


Stałem przed szkołą. Padał deszcz. Czekałem aż mój najlepszy przyjaciel po mnie przyjedzie.
Czarny Jeep zatrzymał się przed bramą. Wrzuciłem swoją teczkę z rysunkami na tylne siedzenie, a sam zająłem miejsce obok kierowcy. Cały dzień w pracowni malarstwa to mordęga. Nóg nie czułem, jedyne czego teraz pragnąłem to usiąść i nie wstawać.
- No jak tam młody? – zapytał przyjaciel.
- Umieram niech ten rok się skończy! Chcę już studia.
- Ech Kai nie łam się, ostatnie egzaminy za 2 miesiące. A studenckie życie jeszcze Ci zbrzydnie. Wierz mi na słowo, żarcie to my mamy paskudne.
- Suho. Ty jesteś po ogólniaku, a Twoje studia to całkiem co innego. Praktycznie już jesteś prawnikiem. A ja na architekturze wnętrz trochę spędzę czasu…
- Ta… dzieciuchu będę musiał Ci pewnie nie raz ratować jak się w kłopoty wpakujesz.
- Suho ty debilu! Ile jeszcze będziesz się czepiał tamtej imprezy?
- Długo…
                Dojechaliśmy pod mój blok. Pięć minut później staliśmy już w moim mieszkaniu.
- Ej frajerze masz coś do żarcia?
- Staruchu sprawdź w lodówce.
Rzuciłem teczkę w holu i walnąłem się na fotel.
- Debilu… co tam w tej kuchni tyle siedzisz?
- We frajerskim „królestwie” ogarniam dla nas coś na ząb. Znając Ciebie znowu zapomniałeś o lunchu, a może nawet o śniadaniu?
- Ok! To czekam.
                Zanim Suho przyniósł obiad, zdążyłem pochować swoje prace i farby po szufladach. Włączyłem też płytę Red Hot Chili Peppers.
Sos słodko kwaśny z ryżem i kurczakiem po całym dniu o jednej kawie. Takie danie to miła odmiana.
- Dzięki Hyung! Jesteś wielki. Zatrudnię Cię jako kucharkę!
- Młody matka Cię nie nauczyła, że nie gada się z pełną buzią?
 Wybuchliśmy śmiechem. W sumie to nie wiadomo do końca czemu.
Zmywałem naczynia, gdy Suho stanął za mną. Zrobił to tak niespodziewanie że wypuściłem z rąk nóż i przeciąłem sobie przez to palce.
- Kai! Co Ty wyprawiasz? – Jego głos dziwnie się zmienił.
- Debilizm wtórny Ci się uruchomił? Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam, Poczekaj, trzeba to opatrzeć.
Wyjął z apteczki bandaże,  gazy i nożyczki. Przemyłem rękę, a on założył opatrunek.
- To ja skończę zmywać za Ciebie – powiedział.
- A może przynajmniej powycieram i pochowam naczynia?
Mój przyjaciel szybko uwinął się ze swoją częścią roboty. Włosy opadały mu na oczy, ale miałem wrażenie że mnie obserwuje.  Kiedy do szuflady odłożyłem ostatnie sztućce, Student nachylił się nade mną.
- Młody…
- Co? – Podniosłem na niego wzrok.
- Masz malinkę…
- Co?! Gdzie!?
Joon Myun zbliżył swoje usta do mojego obojczyka. Gdy je oderwał z zadowoleniem oznajmił.
- O tu!
Zdziwienie nie pozwoliło mi si poruszyć. Było mi gorąco. Położyłem rękę w miejscu zaczerwienienia. Dobry humor przyjaciela szybko go opuścił. Spoważniał.  
- Jong In!… nie stój tak, odezwij się. Na żartach się nie znasz?
- Nigdy tak nie żartowałeś! Jak mam niby się zachować?
- Co z Ciebie taka dziewica?... – Przerwał na chwilę – A co jeśli to nie był żart?
 Poczułem że jest mi jeszcze cieplej, a twarz spłonęła rumieńcem.
- Kai! Co jeśli jestem gejem? I Cię Kocham?
Twarz Suho’a znalazła się tuż przy mojej. Złapał mój nadgarstek, abym mu nie uciekł.
- Czerwienisz się młody… To urocze.
Po tych słowach złożył pocałunek na moich ustach. Nie wiem kiedy, nagle zostałem przyparty do ściany. Student położył moją rękę na swoim torsie i powoli przesunął ją do góry w kierunku klatki piersiowej. Czułem szybkie bicie jego serca.
-Kai czujesz to co ja? Czy też Cię pociągam?
- Hum… Ja…Ja… Nie wiem.

Nie zaprzeczyłem. Tylko dlaczego? Ale Joon Myun'owi ta odpowiedz pasowała. 




czwartek, 13 lutego 2014

Nocny Spacer

Zespół: U-Kiss
Paring: Kevin & Kiseop
Ostrzeżenia: brak
Od autora: Całość utrzymana w klimatach smutnych i to bardzo.


A śnieg padał coraz mocniej i mocniej. Ulice pustoszały z minuty na minutę. Każdy normalny człowiek nie miał zamiaru opuszczać ciepłych i bezpiecznych mieszkań, w których nie dało się za nic w świecie odczuć tego wszechobecnego mrozu.
A on szedł. Szedł nie zważając na zimno. A może raczej to co przeżywał wewnątrz siebie nie pozwalało mu na odbieranie zewnętrznych bodźców? Zmierzał w stronę rzeki. Po jego policzkach spływały gorzkie łzy. Nie liczyło się teraz nic. Nie potrafił odnaleźć w tym momencie sensu tego co się stało. Sensu swojego istnienia.  Istnienia? Ha dobre sobie. On raczej prowadził marną egzystencję. Egzystencję polegającą na dwumiesięcznym oczekiwaniu tej chwili….
I ta chwila nadeszła.
Ale w zupełnie innych okolicznościach. W całkowicie inny sposób. W innym miejscu.
Był teraz całkowicie sam. Ból jaki jemu to sprawiało był nie do zniesienia. Psychicznie nastawiał się na to że tak to już będzie. Ale… Ale to nie zmniejszyło bólu jaki czuł odkąd dowiedział się że jego plany się nie powiodą.
Gdyby nie to że obiecał tamtej osobie… Swoim przyjaciołom… I przez wzgląd na swoich bliskich.  To na pewno teraz stałby tu paląc papierosy jeden za drugim, dopóki ten za słodki zapach wanilii którym nasączony był tytoń nie przyprawiłby ją o mdłości. Albo siedział by w barze wgapiając się w kolejny kieliszek przezroczystego płynu, który właśnie został tam umieszczony przez barmana. Wypiłby to za jednym razem, a napój znów sprawiłby że jego przełyk płonąłby żywym ogniem. Jest jeszcze jedna opcja… Tej to chyba nikt by mu nie wybaczył.  Usiadłby w mieszkaniu. Zapaliłby parę zapachowych świec. Zgasił wszystkie światła w pokoju i z przygotowanym do „zabiegu” małym „zestawem” spędził by noc. Mały cienki kawałeczek metalu który by przeszywał jego skórę stałby się jego zbawieniem. Trzymana w zębach chusteczka byłaby cała pogryziona. A bandaży i gaz ledwo by starczyło do zatamowania obfitych krwawień z niewielkich, ale licznych ran.
Cholera!
W końcu obiecał że nie zrobi nic głupiego. Fajki, wódka i żyletki odpadają.
Został tylko ten bezsensowny spacer. Spacer po nadzwyczaj spokojnym Seulu.
Właśnie wszedł na deptak. Przystanął wspominając, że przecież tu tyle miłego się stało. Te chwile z przyjaciółmi  tak drogimi jego sercu. Te wygłupy gdy w maseczkach chirurgicznych dumnie kroczyli w śród tłumów mieszkańców i turystów. Śmiechy w kolejce po bubbletea.  Albo błądzenie po galerii i jazda w kółko ruchomymi schodami, pomimo tego że galerię znali praktycznie ma pamięć… To wszystko pewnie dlatego że przed wejściem czekali tyle godzin na wszystkich. Uśmiechnął się na samo wspomnienie. A obrazy które przywołał w pamięci były aż nadto rzeczywiste.
Zimny dreszcz i kolejna fala szlochu. To było tak dawno…
Poprawił czapkę z kocimi uszkami którą dostał od tamtej osoby. Co z tego że wszyscy się z tego prezentu naśmiewali. Nie odda go za nic w świecie, bo dla niego jest najpiękniejszy.  Gdy tylko jego dłoń na niej spoczęła wszystkie emocje uderzyły ze zdwojoną siłą.
Ten dzień był jednym z gorszych. Najgorszym nie. Najgorszy miał za sobą. Wtedy to naprawdę postąpił głupio. Ale kto by tak nie postąpił po zerwaniu? Potem długo tego żałował. Bo rana tylko przypominała o tym co wtedy czuł. Na szczęście dla wszystkich jeszcze tego samego dnia znów byli razem…
Dlatego ten dzień był tak długo oczekiwany. Mieli się spotkać pierwszy raz od 2 miesięcy. Pierwszy raz od chwili gdy każde z nich musiało wrócić do siebie.
Lecz  Kevina tu nie ma.
Chłopak przeszedł przez deptak dalej zmierzając w stronę rzeki Han.
Mrok rozświetlały latarnie. Spokój i względna cisza sprawiały że myśli krążyły i nie mogły się uspokoić. Serce bolało. Czuł się tak samotny. Wiedział, że nie tylko on to teraz przeżywa. Chciałaby móc się teraz przytulic. Tuliłby się i nie puszczał. Był teraz bezsilny. Naprawdę wszystko zatraciło swój sens. Coś co wczoraj jeszcze sprawiło że się uśmiechał. Dziś było irytujące. Przez co kłótnie w domu trwały cały dzień.
Ten żal do świata przytłaczał go. Ale co teraz mógł zrobić? Zostało mu iść. Coraz dalej. W mrok. Tak jak w mrok skierowało się jego serce. Serce które traciło siły do walki. Choć wcale tego nie chciało.
Ciemnowłosy chłopak wkroczył na most. Przystanął i popatrzył w ciemną toń wody. Tyle razy przechodziło mu przez myśl by skoczyć z takiego jak ten mostu. Z byle powodu. Teraz też by skoczył z wielką chęcią. Ale nikt by go nie uratował gdyby zrobił to teraz. A on wcale nie chciał się żegnać z życiem. W końcu Ktoś tam na niego czekał i pragnął by z nim był.
Stukał palcami w barierkę. Most. Z mostem też związane były plany. Kłódeczka. Jedna mała kłódeczka z inicjałami i kluczyk który wpadłby w taką otchłań wody. Właśnie w tym monecie w słuchawkach  popłynęła melodia, tak dobrze mu znana. Słowa „Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść, to przecież dobrze, dobrze o tym wiesz chciałbym umrzeć przy Tobie.”  brzmiały teraz jak marne pocieszenie.
Zaczął biec na drugi brzeg. Dobiegł do najbliższego skrzyżowania. Zielone światło na przejściu. Wbiegł na nie zapłakany trzęsąc się nie z zimna, ale z rozpaczy.
 I wtedy poczuł że leci… Leci coraz wyżej i dalej. By zaraz upaść. Zderzyć się z zimnym twardym asfaltem.  Zamknął powieki, które stały się nagle bardzo ciężkie. Odgłosy ze świata zewnętrznego stały się przytłumione. Ciała nie czuł wcale. Było mu dobrze w tej nicości która go pochłaniała. Całe zło, wszystkie przykrości, stan depresyjny, smutek serca, zamęt w głowie – wszystko to znikło.
Lecz czy taki ma być koniec? Już nigdy nie ujrzy tych których kocha… Tych śmiejących twarzy, niezważających na jego maskę radości. Tych czułych objęć. Wesołych głosów. Ciepłych słów. Głosów mówiących „Kocham Cię”, a każdy z nich na inny sposób.  Czy to wszystko ma teraz swój smutny finał? 


Nie tak miało być! Nie tak miał wyglądać ten długo oczekiwany dzień.
Ostatnie słowa jakie wypowiedział brzmiały "Na zawsze będę Twój Kevinie. Żyj tak jakbym był tylko snem."
A ostatnia wiadomość jaką dostał Kevin z numeru chłopaka brzmiała "Kiseop nie żyje. Zapomnij o nim."




Z kim bym się wygłupiał?

Zespół: V.I.X.X
Paring: WonHwan
Od autora: sry że takie słabe ale no liczą się chęci nie?

Nudna lekcja, kolejny „zajmujący wykład” i masa ludzi w Sali którzy tylko myślą co będą robić po opuszczeniu budynku szkoły. Ravi na swoim komputerze wszedł na klasowy chat, który przeznaczony był dla uczniów aby w czasie zajęć mogli pytać się siebie nawzajem o przerabiany temat. Oczywiście nie zdawało to egzaminu. Świeciła się tylko jedna zielona kropeczka. Jak chłopak się spodziewał na chacie siedział Ken. Nagle wyskoczyło okienko z rozmową.
K:„Hej”
R: „ Już się dziś witaliśmy”
K: „ Ale nie tu xD”
R: „Ano… To Siema”
K: „ Rozumiesz coś z tej lekcji?”
R: „Nic a nic. Jak zwykle przynudzają”
K: „Ej patrz na to….”
R: „Hym???”
*Ken wysyła Ci plik*
*Pobierz*
Ravi kliknął na ikonkę i wyświetlił mu się filmik… Krótka animacja na której ich belfra porywa szkielet stojący w sali i wybiega z nim przez drzwi. Chłopak  powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem . To było tak głupie że aż śmieszne.
R: „Gdzie ty to znalazłeś?”
K: „ Foldery starszych uczniów :DD ”
R: „Haha dobre. Lubię to (y)”
K: „Idziemy razem na lunch? Za 5 min i tak jest dzwonek…”
R: „No spoczko. ^.*”
Gdy tylko zadzwonił dzwonek. Uczniowie z ulgą opuścili klasę.
Ken dogonił blondyna i łapiąc go pod ramię pociągnął do stołówki. Zamówili tam jakieś jedzenie i udali się zjeść na boisku. Tam można było się powygłupiać i nikt nie miał Cię za debila.
Siedzieli na środku boiska i śmiejąc  się co chwilę konsumowali posiłek .
Nagle blondyn oberwał czymś w głowę. Odwrócił się w stronę skąd nadleciał „pocisk” i znów został trafiony. Złocista frytka trafiła go prosto w nos.
- Jaehwan! Co ty wyprawiasz?
- Rzucam w Ciebie frytką?
- Żebym ja czasem w ciebie niczym nie rzucił!
- Haha wcale się Ciebie nie boję.
-Jesteś pewny  Kennie?
- Wonsik! Tak nic mi nie grozi przy Tobie.
Ravi podniósł się z ziemi i rzucił się na kolegę przypuszczając na niego atak łaskotkowy.
- Hyung’a tak atakować? Hahah Wonsikam ze śmiechu!
- Wonsikać to tylko ja mogę! –Rzucił blondyn robiąc obrażoną minę i przestając łaskotać chłopaka.
- Ej no nie obrażaj się. – JaeHwan  usiadł obok niego i oparł głowę mu na ramieniu.
Młodszy nic nie powiedział tylko przytulił starszego. Pocałował Hyunga w policzek. „Nie mógłbym się na Ciebie obrażać”  wyszeptał.  Po czym się odsunął.

- Z kim innym bym się wygłupiał? – Dodał już głośniej zabierając resztki posiłku i wyrzucając je do najbliższego kosza. – Chodź już zaraz zaczynają się zajęcia – Wyciągnął do Kena rękę. Ten ją chwycił i powoli ruszyli w stronę szkolnego budynku.


Nocna melancholia.

Zespół: BTS
Paring: VHope
Ostrzeżenia: brak
Od autora: Mała przerwa w pisaniu Banglo gdyż na niego nie mam weny od bardzo dawna.



Siedziałem, w ciemnym pokoju wgapiając się w ekran komputera i nerwowo sprawdzając wiadomości… nic… nadal. Pół dnia już tak.  Cały czas nic… Czy tak ma wyglądać to teraz?
Debil ze mnie nie napisać pierwszy…
Czego się boję? Co?
Przecież jesteśmy razem. To nie pierwsza rozmowa…  Kurwa! Co się ze mną dzieje? Człowieku ogarnij się!
Co jest? Obraz mi się rozmazał i na policzku poczułem coś mokrego… Czemu ja płaczę?
 Czemu to jest takie trudne?
Na filmach zawsze jest wszystko takie łatwe… A tu? Tu nie.

Kocham Cię za każdym razem gdy wypowiem to w myślach, przechodzi mnie fala emocji. Uczucia się we mnie kotłują. Czuję te same motylki co na początku. To samo pod denerwowanie. Łzy spływają mi po policzkach jak wtedy gdy powiedziałeś że mnie kochasz.
Ech wszyscy wiedzą że dziwnie się zachowuję. Tylko nie Ty. Nie chcę Cię zamęczać moją osobą.
Ale serio myślę że to robię… Zakochałem się naprawdę. Pierwszy raz. Bez pamięci. Boję się Ciebie stracić. To takie ech dziecinne. To moje zachowanie.
To całe płakanie po nocach do poduszki. Tęsknienie za tobą nawet gdy piszemy.  To takie… takie podobne do mnie. Bo kto inny jest w stanie coś takiego sobie ubzdurać?
Kocham Cię pomimo że jesteśmy od siebie tak daleko. Pomimo że chyba za mało Ci to okazuję.
Nikogo wcześniej i nikogo później nie będę darzyć takim uczuciem. Coś takiego czuje się raz.
Napisałem. Po napisaniu 2 zdań mój oddech był tak bardzo nierówny. Serce chciało się wyrwać z piersi. A w brzuchu miałem tornado motyli… Ktoś powiedział że to miłość tak sobie do mnie wraca ze zdwojoną siłą. I chyba tak jest. To bardzo przyjemne.
Choć uciążliwe że wstydzę się najbliższej memu sercu osoby.
Tyle radości sprawiło mi że odpisałeś. Nawet nie wiesz jak wiele znaczyły dla mnie te 3 słowa.
Nasza tak krótka rozmowa sprawiła że cieszyłem się jak dziecko.
Wszystko się uspokoiło.
I gdyby nie fakt że Ty byłeś jakiś nie swój było by wspaniale.  Tęsknisz ża przyjacielem rozumiem. Martwisz się o niego. A ja martwię się o Ciebie. Przejmujesz się nami wszystkimi a sobą na końcu. Może nie Ty jeden tak robisz bo ja to chyba nawet bardziej… ale cóż ja mogę. Ty nie!
Kochanie mogę tylko mieć nadzieję że jakoś uda mi się przywrócić uśmiech na Twoją twarz. A jeśli ja nie będę w stanie to zrobią to Twoi przyjaciele.
Zasnąłeś… nie pierwszy raz zdarzyło Ci się to przy rozmowie. Nie mam Ci tego za złe. Nigdy nie miałem, nie mógłbym.
Słuchałem jeszcze raz nowego kawałka. Łącznie przesłuchałem go z 30 razy zanim zamknąłem karty fejsbook’a  i wyłączyłem tablet.
Sprawdziłem telefon. Sms „Idź spać Hope” z jakieś 3 godziny temu wysłany przez Ciebie.
I tak się nie dowiesz kiedy zasnąłem.
- Dobranoc V. - Powiedziałem do telefonu.
- Kocham Cię V. Twój Hoseokie tęskni. -  Wymruczałem w poduszkę  zamykając  oczy.